Deni Kler


Moja żonka jest „Królową Lumpeksów”. Oczywiście, nie dlatego, że kupuje tam ciuchy, ale dlatego, że potrafi kupować tam ciuchy. Można sobie pomyśleć, że to masło maślane.
A właśnie, że nie.
To jak ze słuchaniem muzyki, można słuchać muzykę, ale można też słyszeć muzykę.

Żonka ma naprawdę zmysł do szukania i wygrzebywania naprawdę ciekawych rzeczy. Ocenia materiał, fason, kolor i stopień zniszczenia. Nabrała już takiej wprawy, że potrafi zrobić zakupy w 30 minut. Niby nic nadzwyczajnego, ale w tym czasie wynajduje kilka reklamówek ciuchów.
Nie wszystkie z nich nadają się do ubierania, wiele z nich kupuje tylko po to, aby odzyskać z nich materiał do szycia.
Każdy z worków, które uszyła, jest uszyty z materiałów, które kupiła w sekendhendzie.
Oczywiście materiały te, już pocięte, lądują w pralce. A jeszcze przed praniem są robione próby farbowania, żeby worek po praniu nie zmieniał swojego umaszczenia.
Sam muszę przyznać, że żonka zaskakuje mnie dbałością o szczegóły. U niej nie ma fuszerki ;)
W Kurorcie ma zrobione specjalne miejsce, w którym przechowuje swoje materiały, podzielone na kolory i rodzaje materiału.

Dlaczego na lumpeksy mówimy „Deni Kler”? Żeby było śmieszniej i oryginalniej. I jeszcze dlatego, że można tam znaleźć naprawdę markowe rzeczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz